Loading AI tools
Z Wikipedii, wolnej encyklopedii
162 eskadra myśliwska (162 em) – pododdział lotnictwa myśliwskiego Wojska Polskiego w II Rzeczypospolitej.
Godło eskadry: „Latający gronostaj” w kolorze białym z niebieskimi skrzydłami[1]. | |
Historia | |
Państwo | |
---|---|
Sformowanie | |
Rozformowanie | |
Dowódcy | |
Pierwszy |
por. pil. Bernard Groszewski[2] |
Działania zbrojne | |
kampania wrześniowa | |
Organizacja | |
Dyslokacja |
Lwów |
Rodzaj sił zbrojnych | |
Rodzaj wojsk | |
Podległość |
Eskadra została zorganizowana w 1937 we Lwowie. W kampanii wrześniowej walczyła w składzie lotnictwa Armii „Łódź”.
Godło eskadry – uskrzydlony biały gronostaj ze skrzydłami koloru niebieskiego[3][1][4].
162 eskadra myśliwska została sformowana jesienią 1937 na lotnisku Lwów-Skniłów, w składzie III dywizjonu myśliwskiego z 6 pułku lotniczego. Rozkaz wykonawczy przewidywał początkowo, że formowanie nastąpi na bazie personelu i sprzętu 143 eskadry myśliwskiej 4 pułku lotniczego, ale ostatecznie zdecydowano, że nowo formowany dywizjon powstanie w oparciu o zasoby 133 eskadry myśliwskiej 3 pułku lotniczego z Poznania[5]. Samoloty PZL P.7, pomimo złego stanu technicznego, zostały przyjęte z rozwiązanej 143 eskadry myśliwskiej z Torunia[6].
Przysłane z różnych baz i parków lotniczych samoloty przysparzały personelowi technicznemu dużo kłopotów. Dowódca dywizjonu zmuszony był zawiesić na pewien okres loty szkolne. Ekipy mechaników pracowały intensywnie nad przywróceniem samolotom ich pełnej sprawności[7]. Pod koniec lutego 1938 eskadra dysponowała już etatową liczbą pełnosprawnych samolotów[2]. W połowie marca, w związku z zatargiem polsko-litewskim, eskadrę w trybie alarmowym przegrupowano na lotnisko Hutniki k. Brodów. Od kwietnia do czerwca patrolowała na południowo-wschodnich rubieżach Polski realizując jednocześnie program szkolenia i doskonalenia myśliwskiego. W sierpniu eskadra odleciała do Błędowa, skąd po ukończeniu szkoły ognia została przerzucona na lotnisko Monasterzyska[2]. Tam pełniono dyżury bojowe. Wystawiono między innymi zasadzkę[uwaga 2] na linii miejscowości Korzec–Horodenka.
Działania dywizjonu miały związek z zajęciem Zaolzia. Zadaniem myśliwców była osłona działania własnych wojsk, przeciwdziałanie akcji lotnictwa czechosłowackiego oraz zapobieganie przelotom samolotów sowieckich do Czechosłowacji[8]. W drugiej połowie października dywizjon powrócił do Skniłowa. Zimą 1938/1939 część personelu lotniczego jednostki wzięła udział w kursie narciarskim połączonym z wypoczynkiem i doskonalenia kondycji fizycznej pilotów. W czasie zimy przeprowadzono zajęcia teoretyczne. Były to wykłady i kursy z różnych przedmiotów. Podczas sprzyjającej pogody organizowano w rejonie lotniska indywidualne i zespołowe loty treningowe[9]
Wiosną 1939 załogi eskadry dyżurowały rotacyjnie na lotnisku Sarny i stanowiły obsadę eskadry KOP[2]. W czerwcu 1939 przydzielono do eskadry trzech podchorążych-pilotów ostatniego rocznika Szkoły Podchorążych Lotnictwa oraz czterech pilotów absolwentów Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich. W tym czasie we wszystkich samolotach PZL P.7 a wymieniono przestarzałe, zacinające się karabiny Vickers E na PWU wz. 33[10]. W połowie sierpnia trwało nadal szkolenie doskonalące[11]. Tak je wspomina pchor. pil. Franciszek Kornicki[12]:
Od marca cztery P.11 ze 161 eskadry stacjonowały na lądowisku nad granicą polsko-radziecką, współpracując z Korpusem Ochrony Pogranicza, z comiesięczną wymianą personelu. Stali tam do 24 sierpnia, dnia mobilizacji lotnictwa. Reszta eskadry wyruszyła w połowie sierpnia na poligon Lubitów koło Sarn, gdzie kwaterowali pod namiotami i odbywali ćwiczenia w strzelaniu do celów latających i naziemnych. 162 eskadra została w Skniłowie i ja z nią. Sądziłem, że w obu eskadrach zorganizują nam intensywne szkolenie bojowe i tak właśnie było w 161, ale 162 była w tym dość powolna i chaotyczna. Mieliśmy jedno duże ćwiczenie bliskiej osłony lekkich bombowców i jedno przechwytywania. Resztę stanowiły walki kołowe i loty w szyku, ale niestety żadnego strzelania do celów latających. Było mniej więcej dwa razy tyle pilotów co samolotów, więc kolejka do latania była długa.
24 sierpnia eskadra powróciła na macierzyste lotnisko Skniłów i rozpoczęła czynności mobilizacyjne[2]. Gotowość bojową osiągnęła 25 sierpnia. Przygotowania mobilizacyjne tak opisał mł. majster woj. Józef Zubrzycki[13]:
Zgodnie z rozkazem MOB nasze samoloty miały być przerzucone na lotnisko pod Widzewem k. Łodzi. Rozpoczęły się przygotowania do załadowania sprzętu na wagony kolejowe. Panował olbrzymi ruch. U wszystkich uwidaczniało się napięcie nerwowe. W pewnej chwili zauważyłem „ostre spięcie” między kolegami, grożące niepotrzebnymi kłopotami dla obydwu. Aby temu zapobiec, podbiegłem, by zażegnać spór i wówczas ciężka belka spadła na moją nogę, powodując kontuzję stopy. Przełożeni byli mocno zaaferowani organizacją transportu, więc udało mi się uniknąć skierowania na leczenie i wycofania z akcji. Musiałem wykazać dużo silnej woli, by ukrywać się z bólem. Myślę, że nie było to najrozsądniejsze z mojej strony, gdyż kontuzja dawała mi się we znaki przez prawie rok i dopiero w Anglii mogłem ubrać normalne, skórzane obuwie – do tej pory mogłem chodzić tylko w pantoflach.
26 sierpnia rzut kołowy dywizjonu odjechał transportem kolejowym do stacji Łódź Lublinek. Po wyładowaniu, wyposażenie przewieziono na lotnisko Widzew–Ksawerów[11]. 31 sierpnia rzut powietrzny przegrupował się na lotnisko alarmowe Basiówka, skąd nastąpił odlot na lotnisko Widzew z międzylądowaniem w Dęblinie. Personel latający ulokowano w pałacu, a techniczny w pobliskich budynkach. Samoloty zamaskowano pod drzewami[11].
Przelot maszyn z lotniska w Skniłowie na podlwowskie lotnisko polowe Basiówka, a następnie do Widzewa tak opisał ówczesny kpr. pil. Jan Malinowski[14]:
31 sierpnia rano przenieśliśmy się na zapasowe lotnisko w Basiówce. Ale tego samego przedpołudnia na samolocie RWD-8 pilotowanym przez starszego sierżanta Grygomrnicza przyleciał łącznik z rozkazem. Dowódca dywizjonu, mjr pilot Stanisław Mmorawski po otwarciu zalakowanej koperty zwrócił się do nas, pilotów i zapytał żartobliwie: „Jak myślicie, gdzie dziś będziemy jedli obiad?” No i jedliśmy go... u Dęblinie. Kiedy koledzy zobaczyli nas tam w bojowym rynsztunku z visami i maskami przeciwgazowymi, zaczęli się podśmiewać. A my o późnym zmroku polecieliśmy na polowe lądowisko do majątku Herzego Widzew-Ksawerów. Pole oświetlały palące się sterty słomy, ale i tak jeden z samolotów został uszkodzona przy lądowaniu. Powitały nas w Widzewie wojska techniczne, które opuściły lwowskie lotnisko w dniu 26 sierpnia.
Po przelocie do Widzewa w „siódemkach” zrealizowano pomysł szefa mechaników st. majstra woj. Narola Surmy polegający na rozłączeniu cięgna „boostów”, przez co silniki zapewniały większą moc. Prędkość P.7 wzrosła do porównywalnej z prędkością samolotów PZL-P.11c[10].
W kampanii wrześniowej eskadra walczyła w składzie lotnictwa Armii „Łódź”, operując początkowo z lotniska polowego Widzew-Ksawerów[1][15]. Na uzbrojeniu eskadry znajdowało się dziesięć samolotów myśliwskich PZL P.7a.
Eskadra weszła do walki już pierwszego dnia kampanii wrześniowej. W tym dniu zginął także jej pierwszy pilot – pchor. Piotr Ruszel zestrzelony prawdopodobnie przez własną artylerię[uwaga 3]. Z winy sztabu lotnictwa armii zabrakło uzgodnień w zakresie stref działania lotnictwa i artylerii przeciwlotniczej w obszarze powietrznym Łodzi[16].
2 września działano z zasadzek[17]. Kpr. Jan Malinowski zestrzelił samolot myśliwski Me 110[18], natomiast ppor. Czesławowi Główczyńskiemu zaliczono ⅛ Me 110. Podporucznik Główczyński tak opisywał walkę[18]:
Wreszcie dostrzegliśmy wroga. Wydaje się, jak azjatycka szarańcza. Wali chmarą, masą. Górą suną trzy klucze. Za nimi jeszcze dwie luźne sztuki. Dwusilnikowe dolnoplaty. Ciężkie Junkersy. Dołem dwie trójki jakichś mniejszych, a daleko na horyzoncie jeszcze sześć sztuk. I te Messerschmitty! Jeszcze tu gdzieś po okolicy się kręcą. I jedne i drugie grubo wyżej od nas. Drapiemy się cierpliwie. Chcielibyśmy dojść do tych górnych, ale i do dolnych jeszcze daleko. Pędzą naprzód. Są coraz bliżej. Wielkie, szare. To Messerschmitty 110. Idą z zadartymi łbami pięćset metrów wyżej, jakby ich piloci w ogóle nas nie widzieli, jakby chcieli zignorować i przejść ponad nami. Zapatrzeni w nich, dociskamy manetki, „busty”, gnieciemy drążki - byle wyżej, byle wyżej. A prędkość pozioma coraz mniejsza. „Zlitujcie się, dranie, zniżcie się! Bijcie się z nami!” Rzeczywiście zniżają mordy i na pełnym szusie nurkują na nas. Automatycznie rozluźniliśmy szyk. Jestem na prawym skrzydle. Leci na mnie potwór. Z trzech paszcz błysnęło, sześć luf rzygnęło ogniem. Oślepiło mnie, hurkot w uszach. Oddałem drążek, położyłem. Mignął kolo mnie i daleko w dole zawija skręt [...]. Zawinąłem ciasno przez plecy i jeszcze pół krzywego loopingu. Mam go na celowniku na samym krzyżu! Ściskam spust na drążku. Nerwowe wstrząsy kadłuba i płynny łoskot – to grają moje karabiny. Jego strzelec grzmi do mnie. Zaciskam zęby, jestem jak pijany. Widzę tylko jego. Szarozielony potwór i to drapieżne godło na ogonie zapełniają mi oczy. Przerywam, poprawiam i znowu kadłub drga od strzałów. Ryknęło coś nad głową. Oprzytomniałem. O, cholera. To nowi. Sześć sztuk wpakowało się w nasze kłębowisko. A górą suną te ciężkie, chyba nie odważą się zejść w to piekło. Od dołu ciągną na pomoc dwa nasze. „Mój” sprzed nosa zwiał, skręcił znowu i bierze mnie na cel z boku. Nie daję się i wnet jestem za nim. Ślady strzałów pokrywają się – moje i jego strzelca. Ale trzeci wplątuje się do naszego pojedynku. Ściga mnie. Zaczynam się bronić przed tym, to tamten mnie goni, więc biorę się za niego, a drugi już siada mi na plecy. Podają sobie mnie jak piłkę. Zaczyna mi być gorąco. Nawija mi się trzeci prosto na lufy, więc puszczam tamtych i strzelam. Przelatuję tuż nad nim i trafiam niebacznie w smugę karabinów kolegi, który praży do Niemca. Kopnąłem stery. Szurnęliśmy obok siebie. Chcę strzelać dalej - stop! Przeładowuję karabiny raz i drugi – nic! Amunicja! Ląduję. Krzyczę o amunicję.
3 września kpr. Zdzisław Urbańczyk startując z zasadzki w Woli Wężykowej zestrzelił samolot rozpoznawczy Hs 126[19], natomiast ppor. Główczyński, wykonując lot na „wymiatanie”, zestrzelił bombowiec nurkujący Ju 86[20] lub samolot bombowy Do 17.
4 września, oprócz typowych działań myśliwskich, eskadra prowadziła też patrolowanie[21]. Przed południem zlikwidowano zasadzkę w Woli Wężykowej. W rejonie Łodzi ppor. Zadroziński w ataku na grupę bombowców zestrzelił 1 Do-17[20]. W momencie gdy samoloty powracały z boju, Niemcy wykonali zmasowany nalot na lotnisko. Samoloty były bez paliwa i amunicji, tym samym bez możliwości podjęcia walki obronnej. Poderwani do obrony – oficer taktyczny dywizjonu i ppor. Zadroziński ulegli przeważającej liczbie napastników. Straty: kilku zabitych i rannych z personelu dywizjonu oraz zniszczone 5 samolotów w tym 4 P-7a eskadry[19].
Rano 5 września odleciał na zasadzkę klucz por. Goettla. W tym dniu zestrzeleń nie było[19]. Po południu przyszedł rozkaz ewakuacji lotniska Widzew i przeniesienie eskadry poza strefą operacyjną armii, na lądowisko Drwalew[22]. Zasadzka w Czarnocinie uległa likwidacji. Z braku stosownych rozkazów, mjr Morawski na własną odpowiedzialność wyprawił z Widzewa pierwszą kolumnę rzutu kołowego, która po rozładowaniu miała powrócić po resztę mienia dywizjonu[19].
6 września eskadra wyszła z podporządkowania Armii Łódź[23]. Do Drwalewa odleciały 3 RWD-8. Zaraz po przylocie zorganizowano klucz alarmowy. Przed południem przybył I eszelon rzutu kołowego i po rozładowaniu samochodów ruszył w drogę powrotną. Pod Grójcem transport zaatakowały 3 He-111. Zginęli st. szer. Brzeźniak i Krzyszowski oraz kierowca samochodu; ciężko ranni zostali ppor. Szubert i Andruszkow I, który wkrótce zmarł w szpitalu (?), a ponadto dwóch podoficerów personelu naziemnego. Zniszczeniu uległy 3 samochody eskadry. Z pobliskiego Drwalewa wystartowali: ppor. Główczyński z plut. Prętkiewiczem i kpr. Urbańczykiem. W krótkiej walce zestrzelono 2 Heinkle, a jeden uszkodzono[24]. Po wylądowaniu w Drwalewie i krótkim odpoczynku ppor. Główczyński wraz z plut. Domagałą odlecieli na RWD-8 do Widzewa, a mł. majster wojsk. Zubrzycki z pchor. Kórnickim udali się tam samochodem w celu prowizorycznej naprawy dwóch uszkodzonych P-11. Nocą eszelon zaatakowali dywersanci w rejonie Brzezin. Na skutek paniki część kolumny została rozproszona. Do Drwalewa bocznymi i polnymi drogami dotarł tylko autobus i ambulans sanitarny. Natomiast podwody konne ze sprzętem eskadry zagarnął nieprzyjaciel[25].
7 września samoloty eskadry odleciały do Matczyna. Tam III/6 dywizjon myśliwski został wcielony do warszawskiego IV/1 dywizjonu myśliwskiego. Następnego dnia eskadra przegrupowała się na lądowisko Radawiec Duży. Lotów bojowych w tym dniu i następnym nie wykonywano. 10 września przegrupowano się do Młynowa, skąd w dniu następnym nastąpił powrót pod Lublin na lądowisko Jabłonna[26]. 13 września pozyskano benzynę z Lubelskiej Wytwórni Samolotów[27]. 14 września samoloty odleciały do Litiatyna. Nadal nie wykonywano lotów bojowych. 16 września dokonano reorganizacji lotnictwa myśliwskiego. Z pilotów i samolotów P-7a utworzono eskadrę rozpoznawczą. Nadwyżkę personelu latającego częściowo ulokowano na zasadzkach zwalczających rozpoznawcze lotnictwo niemieckie[28]. W tym dniu dotarł do eskadry jeden z członów rzutu kołowego, posiadający kilka beczek benzyny. Tego dnia uruchomiono zasadzkę na lotnisku Stanisławów[26].
17 września w godzinach rannych, podczas nalotu 27 Junkersów usiłujących zbombardować stację kolejową i most w Stanisławowie, ppor. Zadroziński zaatakował ostatnią trójkę zestrzeliwując 1 Ju-87. Około 16.00 zlikwidowano zasadzkę Stanisławów i eskadra przeleciała do Petlikowic. Ponieważ nikogo nie zastano, wrócono do Stanisławowa. Tu otrzymano rozkaz przelotu do Rumunii. Przed zmrokiem do Czemiowiec na jedynym samolocie eskadry poleciał ppor. Główczyński. W Stanisławowie pozostał na skutek wady silnika samolot ppor. Zadrozińskiego. Rzut kołowy przekroczył granicę polsko–rumuńską 19/20 września[26].
Tak przygotowania do opuszczenia Mikulinic oraz przelotu do Rumunii opisał ppor. pil. Franciszek Kornicki[29]:
17 września wszystkich pilotów wezwano na odprawę i poinformowano, że Armia Czerwona przekroczyła naszą granicę i idzie na zachód. Musieliśmy przelecieć do Rumunii i wszelkimi sposobami podążać do Francji; pomocą miała nam służyć polska ambasada w Bukareszcie. Piloci bez samolotów i personel naziemny mieli zmierzać rzutem kołowym do Rumunii. Kto nie chciał opuszczać Kraju, mógł zostać (...) Kiedy wróciłem z odprawy, mojego RWD-8 już nie było, pożyczył go jakiś przedsiębiorczy pilot, któremu się spieszyło, więc dołączyłem do trzech kolegów z eskadry, podróżujących niemal nowym Oplem, nabytym, czy zarekwirowanym przez podchorążego Łopackiego; pozostałymi pasażerami byli: porucznik Wiśniewski (Pan Jan), podchorąży Dzięgielewski i ja. Wszyscy podchorążowie mojego rocznika zostali promowani w polu z dniem 1 września 1939 r., tak że teraz nas trzech było już podporucznikami. Wyruszyliśmy w stronę granicznego miasta Zaleszczyki, wciśnięci w długą kolumnę pojazdów wszelkiego rodzaju, w większości wojskowych, ale było też trochę cywilnych. Prowadził Ryszard Łopacki, nikt nie był skory do rozmów. Ponure myśli przewalały mi się przez głowę, byłem wstrząśnięty zdradzieckim działaniem Sowietów. Niemcy z jednej strony, a Związek Radziecki z drugiej – zmiażdżyli nas, jak wcześniej w historii. Mocno odczuwałem niesprawiedliwość tej sytuacji i wierzyłem, że te dwa szatańskie reżimy muszą być zwalczane za wszelką cenę. Zgadzałem się z logiką rozkazu ewakuacji do Rumunii z nadzieją, że nasi sojusznicy mogą się jeszcze wywiązać ze swoich zobowiązań względem Polski i że część z nas musi się tam udać, żeby nas było widać i żeby walczyć ramię w ramię z nimi. Posuwaliśmy się bardzo powoli. O świcie napotkaliśmy kilka pojazdów jadących w kierunku przeciwnym do nas – krzyczeli, że Armia Czerwona jest zaledwie kilka kilometrów przed nami i że droga do Zaleszczyk jest już w ich rękach. – Zawracajcie i jedźcie na most graniczny w Kufach. Dopiero grubo po północy dotarliśmy do długiej kolejki nieruchomych pojazdów przed mostem. Czekaliśmy tam do wczesnych godzin porannych, usnęliśmy i nie słyszeliśmy, jak ktoś odkręcił nam koło zapasowe z tyłu samochodu. Ewidentnie inny kierowca potrzebował go bardziej niż my; na szczęście nasze opony nie sprawiły nam kłopotów w dalszej drodze. W końcu pojazdy przed nami zaczęły się powoli posuwać naprzód i jechaliśmy za nimi aż przekroczyliśmy most. Byliśmy w Rumunii.
Stanowisko | Stopień, imię i nazwisko |
---|---|
dowódca | por. Bernard Groszewski |
zastępca dowódcy | por. Jan Wiśniewski |
oficer techniczny | ppor. Tadeusz Marian Roman Niemczewski |
piloci | ppor. Czesław Marian Główczyński |
ppor. Zbigniew Franciszek Szubert | |
ppor. Zdzisław Zadroziński | |
ppor. Zdzisław Stanisław Franciszek Sierosławski | |
ppor. Franciszek Zenon Małecki |
Dowództwo eskadry | |
---|---|
Stanowisko | Stopień, imię i nazwisko |
dowódca eskadry | por. pil. Bernard Groszewski |
zastępca dowódcy | por. pil. Jan Wiśniewski |
oficer techniczny | ppor. tech. Tadeusz Niemczewski |
szef mechaników | st. majster wojsk. Karol Surma |
szef administracyjny | st. sierż. Wojciech Chuchra |
Personel techniczny i piloci eskadry | |
Personel techniczny[35] | Piloci |
plut. Władysław Piłat |
st. szer. pil. Tadeusz Andruszków |
st. szer. pil.[uwaga 7] Zbigniew Brzeźniak[uwaga 8] | |
pchor. pil. Antoni Dzięgielewski | |
ppor. pil. Czesław Główczyński[uwaga 9] | |
kpr. pil. Kazimierz Kobusiński | |
pchor. pil. Franciszek Kornicki | |
st. szer. pil. Michał Krzyszowski | |
pchor. pil. Ryszard Łopacki | |
kpr. pil. Jan Malinowski[uwaga 9] | |
kpr. pil. Jan Rogowski | |
kpr. pil. Zdzisław Urbańczyk[uwaga 10] | |
ppor. pil. Zbigniew Szubert | |
ppor. pil. Zdzisław Zadroziński[uwaga 10] |
W kampanii wrześniowej 1939 roku na uzbrojeniu eskadry znajdowało się dziesięć samolotów myśliwskich PZL P.7a[30].
Seamless Wikipedia browsing. On steroids.
Every time you click a link to Wikipedia, Wiktionary or Wikiquote in your browser's search results, it will show the modern Wikiwand interface.
Wikiwand extension is a five stars, simple, with minimum permission required to keep your browsing private, safe and transparent.